Czy małżonkowie muszą współżyć? Komu Katolik może wynająć mieszkanie? PiO nr 34
Czy mógłby ksiądz doprecyzować: Jeżeli katolik ma mieszkanie do wynajęcia, to nie może go wynajmować parom bez ślubu? W obecnych czasach szczerze ciężko o takich, mieszkanie gdy stoi puste to generuje koszty, a z doświadczenia widzę, że jak trafia się małżeństwo zainteresowane, to jeszcze to nie są Polacy. A jeszcze dochodzi kwestia czy to małżeństwo kościelne czy cywilne... Jak żyć :)
Co sądzi ksiądz o Pielgrzymce Kościoła Walczącego? Kilka miesięcy temu było głośno o tej inicjatywie zorganizowanej chyba przede wszystkim przez Młodzież Wszechpolską. Było tam kilkuset młodych katolików, a na koniec Msza święta tradycyjna. Prymas miał bardzo utrudniać organizację tej Pielgrzymki. Ponoć ma być też kontynuowana cyklicznie w różnych miejscach, ważnych dla katolików.
Jaka jest różnica w przysiędze małżeńskiej przed i po reformie liturgicznej?
Czy zgodnie z porządkiem miłowania rodzina Ulmów mogła zachować się inaczej?
Jak roztropnie przerzucić się na Msze trydenckie, gdy żona nie rozumie dlaczego i po co, a jednocześnie pójście oddzielnie na inną Mszę odbiera jako rozłam w rodzinie? Dochodzą też trudności organizacyjne z dojazdem jeśli ja nie podwiozę żony z dziećmi. Nie chcę im robić przykrości i kłopotu. Co będzie rozsądnie dopuszczalne? Chodzenie wspólnie raz na NOM raz na trydencką? Chodzenie z rodziną na NOM a potem na drugą Mszę "godziwą"? Stanięcie twardo przy swoim i całkowite zerwanie z NOM od razu?
Czy mógłby ksiądz podzielić się z nami jakimiś seminaryjnymi trickami na mocną siłę woli i przezwyciężenie lenistwa? Wspominał już ksiądz o drobnych umartwieniach przy posiłkach albo zamykaniu telefonu w szufladzie na klucz po godz. 18. Może coś więcej?
Czy niedotrzymywanie umartwień, które sobie postanowiłem, jest grzechem? Nie mówię o wyrzeczeniach adwentowych i wielkopostnych.
Jak walczyć ze złością, agresją oraz złymi myślami?
[Wspomniany mat.: Miłość każe nam strzelać celnie! ]
Księże, niemal w każdej książce rozwoju życia duchowego ("W szkole świętego Ignacego" czy "Rozważ to dobrze") jest mowa o oderwaniu się od powabu świata - przykładem godnym naśladowania zwykle są osoby idące na pustynię lub do zakonu. Jak my, żyjący w rodzinie, mamy to zrobić skoro sami go (ten powab) tworzymy? Udoskonalamy to czym się zajmujemy: posiłki stają się coraz smaczniejsze, dzieła naszych rąk stają się coraz piękniejsze itp. Święta Rodzina, mimo że żyła w rodzinie, żyła raczej na sposób zakonny niż świecki, więc trudno z Niej brać bezpośredni przykład.
Co należy zrobić w przypadku wątpliwości co do własnej orientacji seksualnej i związanej z nią dyspozycyjności do małżeństwa?
Szukanie pomocy u psychologa wydaje się być ryzykowne, biorąc pod uwagę jak zideologizowana jest współczesna psychologia. Z drugiej strony pojawia się spory lęk przed samotnością przez całe życie.
W związku z tym mam też drugie pytanie. Czy trwanie w relacji o charakterze tzw. miłości platonicznej, czyli w czystości, z innym mężczyzną, byłoby grzechem? Jeśli tak to dlaczego?
Czy rzeczywiście było powszechną praktyką przed Soborem, że dzieci chrzciło się wciągu miesiąca (dłużej jak to, to grzech ciężki wg św. Alfonsa Liguori)? Czy było to gdzieś skodyfikowane jako wymóg? Dlaczego teraz się to zmieniło?
Co plus/minus odpowiadać osobie, która w rozmowie mówi, że „najważniejsze to być dobrym człowiekiem?”
Czy współżycie jest nieodzownym elementem małżeństwa, czy jednak przestaje nim być w momencie urodzenia potomstwa/ciąży? Kiedy pytam czy fakt, że nie doszło do współżycia przez całe 9 miesięcy ciąży i nie dochodzi do niego również od momentu urodzenia jest rzeczą normalną, to słyszę od ludzi ze wszystkich stron, że jestem niewdzięczny, a nawet, że „uważa, że jak ma się żonę, to jej obowiązkiem jest rozkładanie nóg dla męża i widać rozczarowanie tym, że to jednak nieprawda”. Obecnie mam naprawdę wątpliwości, że może faktycznie to prawda, że jestem niewdzięczny i powinienem bić się za to w pierś, zacisnąć zęby i oswoić się z faktem, że wyzbycie się tego aspektu życia jest niezbędną częścią funkcjonowania w rodzinie.
Było już sporo o tatuażach. A co z tatuażami świętych wizerunków lub symboli? Nie koniecznie musi to być efekt bezmyślnego traktowania własnego ciała. Dla niektórych może to być sposób wyrażenia swojej wiary, być może nawet efekt nawrócenia.
W objawieniach Maryjnych (np. siostrze Łucji) pada często sformułowania, że grzechy ranią serce Maryi / Pana Jezusa i odwrotnie - nasze akty pobożnościowe są dla Najświętszej Maryi Panny / Pana Jezusa przyjemne, są pocieszeniem itd. Jak należy to rozumieć mając na uwadze fakt, że NMP / Pan Jezus posiada wizję uszczęśliwiającą i nie może cierpieć? I odwrotnie - czy nasze akty miłości względem Maryi mogą powiększać jej szczęście w niebie?
Czy bycie z natury tzw. nocnym markiem jest grzechem? (O rannym ptaszku tego się nie pomyśli nawet.) Czy przesiadywanie do dość późnych godzin nocnych i zajmowanie się czymś wartościowym (np. książki) jest złe z racji na same późne godziny, kiedy większość ludzi śpi?
Moje pytanie dotyczy intencji modlitwy. Przy rozważaniach tajemnic bolesnych lub na drodze krzyżowej, czasem mam intencję wspierania Pana Jezusa w tych najtrudniejszych chwilach. Chcę dać mu swoją obecność, po ludzku Go pocieszyć. Wiem, że dla Pana Boga czas nie jest żadną barierą, więc tutaj nie powinno być problemu.
Z drugiej strony w Piśmie Świętym jasno jest powiedziane, że Pan Jezus został opuszczony przez wszystkich. Czy w związku z tym taka intencja ma w ogóle jakiś sens? Czy nie podważa ona Boskiego planu zbawienia? Nie śmiałbym tego robić, chcę tylko choć trochę dopomóc Panu Jezusowi, choćby swoją obecnością. Kieruję się tu miłością, przynajmniej tak jak w niedoskonały sposób ją rozumiem, ale nie chcę pobłądzić.
Co zrobić, gdy widzę, że np. mój kolega z pracy przyszedł na Mszę świętą po 10 latach niechodzenia i wiem, że żyje w grzechu ciężkim i się nie spowiadał, a idzie do kolejki by przyjąć Pana Jezusa?
Kościół powszechny i apostolski naucza, że żadna dusza nie mogła dostąpić zbawienia, począwszy od Adama i Ewy aż do czasów Mesjasza, wskutek grzechu pierworodnego. Dopiero Chrystus, jako pierwszy spośród ludzi, po Swej śmierci zstąpił do piekieł, otworzył niebo wybranym, którzy oczekiwali zbawienia wiecznego, zmartwychwstał i wstąpił do nieba. Chrystus jako pierwszy Bóg-człowiek Swoją śmiercią zbawił Swój lud i wszystkich wybranych.
W Starym Testamencie są jednak opisy "wzięcia do nieba" pojedynczych wybranych, jak proroka Eliasza w rydwanie ognistym (2Krl 2). Co się ostatecznie stało z prorokiem Eliaszem: czy wstąpił do nieba i został zbawiony (bo nie ma opisu jego śmierci), czy też musiał czekać, tak jak wszyscy inni wybrani Boga, na przyjście Mesjasza Bożego, aby im otworzył bramy zbawienia wiecznego? A nie był niepokalanie poczęty jak NMP.